Długo zastanawiałam się jaki i o czym powinien być pierwszy post na tym blogu. Temat i historia pojawiły się same, w końcu najlepsze historie to te prawdziwe. Historie, z których możemy czerpać. Które nas karmią. Oto ona.

Miałam pierwszą medytację z nową grupą. Prowadziłam ją na platformie zoom a uczestnicy pochodzili z różnych stref czasowych. Była to medytacja ciała i oddechu. W pewnym momencie do jednej z uczestniczek podbiegł jej mały psiak. Zaczął jej przeszkadzać. Skakał po niej, gryzł ją po dłoniach i lizał po twarzy. Domagał się uwagi i pieszczot. Jagoda, z uśmiechem na twarzy, starała się na różne sposoby odepchnąć go od siebie. Próbowała się go pozbyć, delikatnie go wyganiając. On natomiast uciekał i po chwili wracał i znowu jej przeszkadzał. W końcu w pewnym momencie medytacji, wzięła psiaka w swoje ramiona i się mocno do niego przytuliła. Gdy już został wypieszczony, uciekł i przez dłuższy czas jej nie przeszkadzał.

Nasz umysł to taki mały niewytresowany psiak, który zamiast karcenia, potrzebuje akceptacji, współczucia i przytulenia.W trakcie medytacji, takich dystrakcji będziemy doświadczać niezliczoną ilość.

Będziemy próbowali się ich pozbywać, unikać; będą one powodem naszej frustracji. Pojawiające się rozproszenia mogą w nas wywoływać wiele negatywnych emocji. Mogą się one stać na tyle dokuczliwe, że po prostu poddamy się i nie wrócimy do medytowania.

Zamiast naprawiania, leczenia, prób dokonywania zmiany, możemy po prostu te nasze wszystkie rozproszenia zauważyć, przytulić i po chwili powrócić z pełną uwagą do medytacji.

W mindfulness ważne jest, by być dla siebie wyrozumiałym. Tak wyrozumiałym jak, Jagoda była wyrozumiała dla swojego pieska. Czasami przytulenie, czułość, zaciekawienie i otwarty umysł  przynoszą dużo lepsze efekty niż zmuszanie się do perfekcji, naprawiania czy próby zmiany danego stanu.