Dzisiaj będzie o zaufaniu, wolności i odpowiedzialności…

Cytat z tytułu postu zna każdy. Jego wersji w Biblii można znaleźć wiele. Jakie budzi skojarzenia? Pewnie rodzą się obrazy osoby modlącej się, najlepiej na klęczkach. Wierzącej pełnym zaufania sercem, może naiwnym… A może słowa te powodują odruch wymiotny: modlitwa, Bóg, brak działania, czekanie na cuda??? Bywa i tak… każdy jest inny, każdy niesie ze sobą inny bagaż doświadczeń, inne wierzenia i przekonania, widzi świat z innej perspektywy, jest zakorzeniony w innej kulturze..

A jak to jest u mnie?

Jestem katoliczką. Tak, praktykująca katoliczką… I może nawet, nie zastanawiaj się co to może znaczyć, gdyż polska kultura i tradycja zamknęła katolicyzm w piekielne ramy strachu, bojaźni, nieskazitelności i nieomylności niektórych grup go reprezentujących. Wiec  jeśli znasz tylko polską wersję katolicyzmu, możesz doświadczyć zaskoczenia.

No wic jak to jest u mnie? Jestem apostołem Jezusa. Tym apostołem, który bezgranicznie pokochał, który ślepo za nim idzie, który się nim zachwyca, tym który czasem mu nie wierzy i nie ufa, tym który czasem zbacza i idzie za innym, tym który go zdradza, ale też tym, który zawsze powraca. Jeśli Jezus miałby Instagrama, byłabym jego zaangażowanym „followerem”, który „lajkuje”, komentuje, udostępnia, wysyła prywatne wiadomości, stosuje jego rady a czasem krytykuje mówiąc „przesadziłeś”. 

Proście a będzie wam dane”. Czyż nie zastanawia was dlaczego Jezus słowa te powtarzał? Jezus i inni, bo słowa te zapewne znajdują się w każdej świętej księdze w każdej religii.

I mówiąc w tym artykule o Bogu mam na myśli po prostu Boga, Absolut, Ojca; możesz go nazwać Universe, możesz go nazwać w energią czy źródłem. Nazwij jak chcesz, i tak nie odzwierciedli to prawdy.

Ale przechodząc do sedna...

W ostatnim czasie podejmuję wiele decyzji, ważnych decyzji. Pamiętam, gdy byłam na studiach bardzo często po prostu modląc się, prosiłam Boga o znak. Na chybił trafił otwierałam Pismo Święte. Być może miało to jakiś element magii, ale pamiętam doskonale ten czas, jak wielkie było moje zaufanie do Słowa. Dlatego ostatnio powróciłam do tego.

Wpadliśmy z mężem na pomysł by zmienić dom. Na większy, w lepszej dzielnicy, jako inwestycja. W Anglii w ostatnim czasie ceny nieruchomości poszybowały dosłownie w górę. Około 30% wartości sprzed pandemii. Zauważyłam, że dużo bardziej domy stare i w dobrych dzielnicach trzymają się i ceny i zainteresowania. Poza tym za 10 lat może być nam trudniej dostać kredyt, wiec stwierdziliśmy, że teraz jest dobry moment.

Gdy szłam oglądać kolejny dom, który potencjalnie mógł stać się naszym domem, usiadłam i powiedziałam: Boże, daj mi znak czy to tam mam mieszkać czy nie i szybko sobie na to pytanie odpowiedziałam: że zamieszkamy tam gdzie mamy zamieszkać. Dom czeka na nas gdzieś. Po czym postanowiłam otworzyć pismo Święte. Trzy razy z rzędu pojawiły się podobne do siebie cytaty: „proście a będzie wam dane”. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi wtedy do głowy to: niech będzie twoja wola Boża. Ale zaraz następna myśl była zupełnie inna. Ona wyraźnie pokazała mi, że to tak nie działa. Że nie tędy droga. Że tej mojej modlitwy i mojego zaufania nie mogę traktować jak czary mary. Że nie po to Bóg dał mi wolność, abym teraz wszystko zwalała na niego, żeby on był za wszystko odpowiedzialny. Wyraźnie powiedział: ”proście o cokolwiek”. To my jesteśmy odpowiedzialni za nasze pragnienia. To oznacza, że najpierw musimy sobie uzmysłowić, czego tak naprawdę pragniemy. Jeśli już będziemy to wiedzieć, wtedy o to prosimy. Prosimy Boga, prosimy los, prosimy nasze życie, manifestujemy, kreujemy różne wizualizacje, podejmujemy konkretne decyzje i przede wszystkim działamy, żeby to coś osiągnąć.

I wtedy, gdy to zrozumiałam, że nie mogę Boga tak traktować „ach twoja wola” itd. że nie mogę sobie odbierać wolności, że to ja podejmuję decyzje, spowodowało że poczułam dużą lekkość w sobie. Pojechałam oglądać wybrany dom jeszcze raz, bo za pierwszym razem pomimo tego, że był stary i zaniedbany i zupełnie nie w naszym guście, było w nim coś tak szczególnego, że obydwoje się w nim zakochaliśmy z mężem. Jadąc prosiłam o znak i go otrzymałam. Bardzo uważnie skupiłam się na swoich odczuciach i na tym co mi serce podpowiadało a jednocześnie próbowałam czepiać się czegokolwiek w tym domu.

Wszystko czego mogłam się doczepić, od razu zamieniałam w potencjał, w coś co mogę zmienić na coś piękniejszego.

Zaakceptowano naszą ofertę.

A to dopiero początek przygody…c.d.n.